Red Run, czyli królestwo za cień
Jeśli zastanawia Was tytuł, to polecam zgooglować frazę: „królestwo za konia”
Ale do rzeczy. Wyjechaliśmy na trzy motocykle: ja, Paweł i Przemo z Bodziem. Nieźle się jechało, ale na autostradzie Rzeszów – Dębica widzieliśmy już, że coś może być nie teges. Gdzieś tam przed nami chmura i raczej pada, bo pioruny z daleka widać. Jedziemy w kierunku tej chmury, później na prawo od niej i są perspektywy, że miniemy ja z boku. Coś tam zaczyna padać, ale kawałek dalej przed nami czyste niebo. Niestety, autostrada znów skręca w lewo i jedziemy znowu w deszcz… Nie ma się gdzie zatrzymać i złożyć przeciwdeszczówki, ale autostrada już się kończy. Ostatecznie zatrzymujemy się u jej końca pod wiaduktem. Mijają nas dwa motocykle: Aygor i Stasiu. Chwila rozmowy, fajka i deszcz ustaje. Pozostałe 40 km jechaliśmy już w słońcu, a pęd powietrza osuszył nasze ubrania równie szybko, jak deszcz zmoczył.
Wjazd 35 zeta, a jak ktoś chciał blachę, to dychę drożej. W cenie… opaska na rękę, pole namiotowe, dostęp do wody, do sanitariatów i prysznicy (zresztą bardzo przyzwoitych i wejście na koncerty. Wjeżdżamy na pole namiotowe, zatrzymuję się i już wiem, że nie pośpimy rano – nie ma takiego miejsca, które z rana byłoby zacienione (Kto sypia w namiocie, ten wie, że w słońcu szybko robi się w nim duszno i gorąco). Zajmujemy miejsca, rozbijamy się, dojeżdża Ruda, Bodek, Edycja, brat Przema i Bodzie z Agnieszką (całkiem niepodobny), Artur z Humnisk, Cobra, Raczek… Na zlocie był też Jacór. Przyszedł się z nami przywitać, zamienić parę słów. Jednak jako klubowicz, zajęty był swoimi klubowymi sprawami, co oczywiście doskonale rozumiemy. Niemniej jednak brakowało nam Ciebie Skwara. Twojego dystansu i poczucia humoru, które objawia się w najmniej oczekiwanych, ale przecież także w najbardziej odpowiednich chwilach. „Wielkich nieobecnych” było oczywiście więcej, ale nie będę wymieniał.
Przynosimy sobie złożone nieopodal ławki, stolik i… rozpalamy ogień oczywiście Niewielkie ognisko, takie o średnicy najwyżej 20 cm, ale zawsze to ognisko. Ogrzewamy się przy nim wcale nie ogniem – bo przecież ciepło było – ale swoja obecnością, rozmowami, wspomnieniami, dyskusjami. W zadaszonym, dużym pomieszczeniu 200 metrów dalej potańczyliśmy. Pochodziliśmy nad wodą, na molo i nieoczekiwanie zupełnie nastał świt
Sobota na zlocie to dzień zarówno długi, jak i krótki, bo niby ciągnie się to przedpołudnie, a przecież cały dzień i tak mija szybko. Na początek oczywiście wczesne budzenie, bo upał niemiłosierny. Toaleta, śniadanie, zakupy w pobliskim sklepie i każdy szuka cienia, choćby tylko za motocyklem. Tam zawsze odrobine chłodniej. Parafrazując Ryszarda III: Cienia, cienia. Królestwo za cień. No dobrze, ratowaliśmy się zimnym piwem i jakoś było Popołudniu krótki deszczyk i znowu słońce. Pogaduchy, koncerty… Jak grała Kobranocka, byłem nawet pod sceną, ale nie odpowiadało mi to. Zdecydowanie bardziej wolę, gdy muzyka porusza serce i umysł, a nie moje spodnie. Zresztą akustyk miał chyba tego dnia wolne, bo nagłośnienie było fatalne. Może na koniec „Irlandię” dało się posłuchać, ale to chyba tylko dlatego, że z playbacku była puszczana.
Niedziela, to znowu skwar, a każdy kawałek cienia na wagę złota. Motocykl, przyczepka, parasol, daszek. Szkoda, że Długiego Janka nie było, bo w jego cieniu ze 3 osoby na raz by odpoczywały
Niestety o chłodzeniu piwkiem nie było mowy (ze względów oczywistych). Około południa krótkie pożegnania i w drogę. Paweł prowadził, potem Edycja i na końcu ja. I tu uwaga dla Pawła, bo zapomniałem o tym powiedzieć: Pawle, jak jedziesz pierwszy i przy wyprzedzaniu dajesz ogień na tłoki, to nie wygaszaj go zaraz po powrocie na prawy pas. Masz dwa „ogony”. Edycja zjeżdża na prawo tuż przed zderzakiem puszki\, a ja to już w ogóle nie wiem, gdzie się mam podziać
Ogólnie zlot fajny (jak dla mnie). Organizacyjnie nie mam żadnych uwag. Obawiałem się trochę „segregacji rasowej” (jeśli wiecie o co chodzi), ale nic takiego nie miało miejsca, albo nie zauważyłem. Pozdrawiam.
P.S. Właściwie już zapomniałem... W nocy z soboty na niedzielę (przy ognisku naturalnie) miał miejsce nocny quiz z dziedziny, którą się zajmuję. Było wesoło, czasem interesująco. Każdy coś tam wie, ma jakieś poglądy i doświadczenia. Mam nadzieję, że nie zanudziłem, a co najwyżej zainspirowałem do przemyśleń, poszukiwań, pogłębiania wiedzy na temat, który nas wszystkich dotyczy