To ja opowiem, jak było
Zlot Pod Mostem 2015 – krótka relacja
Przed wyjazdem Wichura zaskoczyła mnie pytaniem: „A po co Ty właściwie jedziesz?” Przyznaję, że nie potrafiłem na nie jakoś sensownie odpowiedzieć. Co więcej, sam zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać. Jak ostatnio przeglądałem stare fotki, wspominałem miejsca, w których byłem, to wyszło mi, że byłem na 69 zlotach. Ten miał być siedemdziesiąty. Więc po co???
Jak przyjechałem, to byli już Jano, Dżolanta, Bernadka i Lucek. Kropiło. Jano pomógł mi rozbić namiot. Przyjechała Basia, Dzinio, a potem jeszcze wiele osób. Nie przesadzę, jeśli powiem (napiszę), że ¾ uczestników zlotu, to bliżsi lub dalsi znajomi. Niektórych znam „na cześć”, z innymi witam się „na niedźwiadka”. Uwagę zwraca przygotowane i rozłożone w różnych punktach drewno. Pod tym względem Motobajki są niezawodne. Nie ma szukania jakichś gałązek, szyszek i patyczków po krzaczorach. Drewno jest i go nie braknie. Motocykle przy namiotach, albo kto gdzie chce. Nie ma obawy, że komuś odbije i będzie jeździł „po spożyciu” i zagrażał innym. Nikt tu nie jest sam; będzie potrzeba, to, koledzy wygaszą zarówno maszynę, jak i „jeźdźca bez głowy”. Szybko rozniecamy ogień. Papier od Dżolki był ogólnie do d…, ale się rozpaliło. W tle muzyka, a my przy ogniu. Jest już Paweł, Agatka. Ela, kulawy Marcin, Mrówka, Tarzan… Długa rozmowa z Romanem uświadamia mi, że tuż za naszą granicą trwa wojna i giną ludzie. Nie jacyś abstrakcyjni, bo brat Romana, to już nie już nie jest abstrakcja. Rozmów było dużo i na różne tematy. Nie da się tego opowiedzieć, więc daruję. Zresztą trzeba było być
Miałem wspaniałą „współspaczkę”. Po pierwsze, to ubiegłoroczna miss mokrego podkoszulka z Sobiecina, po drugie, choć najmłodsza z moich pełnoletnich dziewczyn, bardzo inteligentna, bo wzięła sobie stopery do uszu, słuchawki, czy jakieś inne zatyczki, nie trącała mnie co chwilę, nie budziła i nie mówiła: „Ej, przestań chrapać”. Po kolejne, nie wierzgała nogami, ani rękami, nie miała tendencji do ekspansji terytorialnej, nie spychała mnie z materaca, tylko grzecznie trzymała się swojej połowy. I jeszcze po kolejne, miała fajna piżamkę. Piżamy z uszami jeszcze nie widziałem
W Sobotę dojechało więcej osób. Między innymi: Qtin, druga Agatka, Dżina z Oliwią i Dagmarą, był też Radek Skwara, ale nie miał swojego transportu, więc był zdany na swoich starych. Byli nowożeńcy: Myszowate oraz Hacie, kluby Horda i Wehikuł, Klub Triumph Orły (2/3 składu przez 13 minut, Eastern Scorpions, klub w którym kiedyś byłem (jak pamiętam, było to z piątku na sobotę) i wiele, wiele innych osób. Najbardziej ucieszył mnie telefon od Dominika (Donki Tonki). Obudził mnie łobuz, ale i tak go lubię, bo jak wylazłem z betów i piłem kawę, pod bramę podjechał ON – MÓJ DRAG STAR 1100. I to w takiej postaci, w jakiej go najbardziej lubię, czyli bez szyby, z bagażnikiem zamiast tylnego siodełka. Wsiadłem na niego i mimo czterech lat przerwy, moje ciało wszystko pamiętało – wbijanie biegów piętą, złożenie się do zakrętu z szeroką kierownicą, hamulec, który choć niezły, nie równa się z tym z MT-01, praca silnika. Nie wiem, kiedy ostatnio miałem taki „zaciesz”.
Poza tym były konkurencje, Mrówka oberwał jajkiem, Paweł wygrał rower, była muzyka i dużo dobrej zabawy. Nawet na chwilę (na szczęście tylko na chwilę) „tancerz” mi się włączył. Basia mnie zawiodła, musiałem sam wyłączyć „aplikację”. Nieoczekiwanie zrobiła się niedziela, wszyscy powoli wyjeżdżali. Po 13-stej wyjechałem i ja. Przyjemne dla ucha mruczenie silnika draga sprawiało, że żałowałem , że zlot był tak blisko.
I po co pojechałem na zlot? Po powrocie już wiem: żeby pójść do po kaski do namiotu, w którym „gotuje się woda na herbatę”, żeby porozmawiać z „lokalsami” o motocyklu „suzuki kawasaki ninja R6” (serio, podobno jest taki motocykl – jednego lokalsa szwagra brat takiego ma), żeby ogrzewać zmarznięte dłonie Bernadki, adoptować Elę, widzieć, jak kulawy Marcin wspina się na most, poszukiwać trzech zaginionych telefonów, przegadać z Agatka pół nocy, zobaczyć, jak Mrówa dostaje jajem, , posiedzieć pod mostem w czasie deszczu, popatrzeć na ogień, przejechać się drag starem, wyjechać jako ostatni. Przeżyć to wszystko ze świadomością, że już się nie powtórzy, a co wezmę z życia, to moje.
P.S. Niejaka Beata Ł. Mówiła, żeby nie pisać o Toi Toi-ach. Więc nie będę pisał. Powiem tylko, że nas było więcej