Krótka relacja. Ku pamięci dla tych, co byli i ku zachęcie dla tych, co w tym roku być nie mogli.
Zemplinska Sirawa, to taki zlot dla Polaków, tyle że po Słowackiej stronie. Może to tylko moje odczucie, ale miałem wrażenie, że Polaków było tyle co Słowaków, a może i więcej. Wszędzie polski język, polska muzyka, motocykle na polskich blachach… Były Wehikuły, Biłgorajska Spontaniczna, Skorpiony, Motobajki w liczbie 5 sztuk (dwa Owsiki, dwa „Wójcie Lesie i jedna Edycja). Nawet Anioły jakieś były, ale żadnego akurat nie znałem. Były dwie wspaniałe i dzielne dziewczyny: Ewa i Monika, ku mojemu wieliemu zaskoczeniu i radości, spotkałem też Lidkę (od lat się nie zmienia). Podobno był i Jacór, ale nasze drogi się nie zeszły. Za to z Przemków trzech nie było tym razem ani jednego. Wbiłęm do ekipy P2k. Znamy się dłużej, lub krócej, choć nie wszyscy przecież. Z ognisk, ze zlotów, z forum, no i … z pogrzebów niestety. Tym razem była okazja pobyć razem dłużej, poobozować, spróbować „revoltówki”, „bigosówki” i innych trunków, choć oczywiście tylko popróbować, żeby nie namieszać. Na obozowisku było bardzo „zielono”, bo modów nie brakło: Piszol, Czesio, Tomcat z Tomcatową, Revolut z Revolucją, Chucknorris (choć obozował w innym miejscu), był „czerwony” Ares – Mister Gadżet z Aresową Justyną i połową chałupy, Stanley ze Stanleyową, Bigos, Kruhy, Slodki. Były też inne fajne dziewczyny. Prócz wspomnianych wyżej Lotka , druga Justyna, Agatka… i nie pamiętam, kto jeszcze. To znaczy wszystkich pamiętam i miło wspominam, ale imion nie pamiętam. Z racji wieku mogę mieć takie defekty. W takim gronie zabawa była znakomita. Słodkiego prawie pożeniliśmy z Gagatką. Wystarczyło wspomnieć, że ma paskudny charakter, a ten już się zakochał (niestety Gagatka była z Dziniem na zlocie na drugim końcu Polski i z mariażu nici). Kruhemu wróżyliśmy następny pojazd, jaki sobie kupi – z napięciem czekaliśmy na rozstrzygnięcie i niezbicie wyszło, że będzie to wózek dziecięcy. Wszyscy przy tym byli i znak odczytali jednoznacznie. Była muzyka, zabawa, śmiech, wspomnienia wypraw i plany na przyszłość. Z dużym podziwem i powszechnym zainteresowaniem spotkał się mój motocykl – virago 535. Chłopaki tak zazdrościli, że oczami mało chromów nie wyżarli
a przecież poczciwina jest starsza od połowy naszej ekipy – 26 lat jej stuknęło. Na zlocie były też koncerty, konkursy, był upał i kurz. Było palenie gumy i katowanie motocykli do odcinki do późna w nocy. Jak to w Sirawie. Na szczęście nikomu „z naszych” nie odwaliło. Mogliśmy za to spędzić razem czas, śmiać się z żartów i dowcipów, słuchać tej samej muzyki. Dogadywać się i dyskutować. Po raz kolejny przekonałem się, że jeśli ludzi łączy ta sama pasja, to różnica wieku, zawodu, płci, doświadczenia itd. nie stanowi żadnej przeszkody. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy w podobnych okolicznościach.