Coś ode mnie
X Nasze Wyprawy Motocyklowe przeszły już do historii.Razem z podróżnikami byłem na Syberii, w Górach Skalistych, na pobliskim, ale mało mi znanym Roztoczu. Naprawiałem w drodze sprzęgło rozrusznika, patrzyłem, jak w Indiach pali się zwłoki. Ale o tym nie opowiem. Podróże, które trwały tygodnie, albo i miesiące zostały streszczone do godzinnych pokazów i prezentacji. A ja miałbym to niby w kilku słowach zawrzeć? Zresztą, kto był, to widział i słyszał, kto nie był, ten się już nie dowie. Opowiem o tym, jak było, a nie, co było. Na koniec jeszcze parę smaczków, plotek i głupotek... Zacznijmy od tego, że to jubileusz. To już dziesiąta edycja, dziesiąte takie zimowe spotkanie podróżników motocyklowych. Formuła dojrzewała przez lata. Dobrze pamiętam pierwsze spotkania w lubaczowskim MDK, potem w Rudzie Różanieckiej "na dwa fronty" aż do Narola. Co roku były spostrzeżenia, wnioski, korekty. Myślę, że nawet Głazio nie przewidywał (organizując Wyprawy 10 lat temu), że to się tak rozwinie i ewoluuje. Rozpoczęcie tradycyjnie w piątek. Mimo, że to jeszcze dzień roboczy, sala była zapełniona, a obsługa hotelu pracowała na pełnych obrotach. Zjechali się ludzie znani z forów motocyklowych, ze zlotów, z ognisk, spotkań, niedzielnych wyjazdów w Biesy, albo dokądkolwiek. Przecież my się prawie wszyscy znamy. Brzeziki, Slayerki, Sławek, Wiesiek, Elcia, Łukasz Viola Łukaszowa, Viola Gumisiowa, Major, Słodki, Czorcik, Róża, Lucy, Basia, Maja, Żaba, Baba Jaga... Z jedną Gosią kiedyś jechałem (niezapomniana przejażdżka zakończona całowaniem ziemi), z inną lata temu właśnie tu, w Narolu dosyć długo rozmawiałem. Myli się ten, kto uważa, że o wyprawach motocyklowych mówi się tylko tam na dole, w sali, do mikrofonu, klikając na kolejne slajdy. Że w piątek są 4, a w sobotę 6 relacji, a niedziela, to już tylko wyjazd. Tych wypraw jest dziesiątki, a nawet setki. Myślicie, że na korytarzach, w pokojach, czy na fajce o czym się rozmawia? O wadach i zaletach patelni do smażenia na głębokim tłuszczu?Wszędzie rozmawia się o minionych, albo przyszłych podróżach, o planach, marzeniach, wspomnieniach, o przygodach. Gdyby zebrać wszystkie te opowieści, powstałaby gruba księga. Na tym właśnie polega fenomen Naszych Wypraw Motocyklowych, którego chyba nawet Głazio nie przewidział. Głazio zresztą tym razem się nie narobił. Z tego, co pamiętam, to głównie leżał do góry brzuchem (to taki żart, choć to prawda - polegiwał). Głazio drugiego dnia zaniemógł mocno i nie był to niestety "syndrom dnia wczorajszego". Współczuję, bo wiem, co to za ból. Miałem nawet taką myśl, żeby ulżyć, bo "czyż nie dobija się koni", albo zorganizować mocną ekipę i w odpowiednim czasie wnosić Głazia, żeby zapowiedział kolejną relację, a potem wynosić wraz ze stołem, ale ten się jakoś pozbierał i na koniec wyglądał, jak "całkiem dobry chłop". W sobotę przyjechała zresztą Głaziowa Mara (tak, ta Mara) więc pasowało trzymać fason... Wieczorem zagrał zespół 32 band. Na dziesięciolecie Wypraw wyszło tak, że 3 weekend lutego zmieścił się w karnawale, więc można się było pobawić. Nocą, w piwnicy, muzycy dali ognia tak, że mi się "tancerz" włączył. Do czwartej nad ranem młodzież (w tym ja) wyginała śmiało ciało i teraz mnie wszystko boli. Na koniec ciekawostki i ploteczki. Znany policji Łukasz B. nadal jeździ na jednym kole. Tym razem na deskorolce (serio). Też próbowałem, z boku patrząc wygląda to na coś bardzo łatwego - niby tylko stoisz, a jedziesz. Gagatka zostanie babcią, czyli babciorem (wychodzi na to, że Edycja zostanie prababciorem, a babcior praprababciorem). Paulina, to właściwie moja rodzina. (tu trzeba wyjaśnienia. Otóż Paulinka, to takie miłe, fajne dziecko (ze trzy razy młodsze ode mnie). Powiedziała mi coś bardzo sympatycznego, ale nie zdradzę. (Uwaga! Dobrze tańczy
Zgadaliśmy się i wyszło, że ona ma męża. Jej mąż ma brata, a brat ma żoną. A ta żona tego brata, to moja niedoszła synowa (jaki ten świat mały). No bo dawno, dawno temu ta żona tego brata Pauliny męża zadurzyła się w moim synu Utracjuszu.Jak sama nazwa wskazuje, słowo "durzyć się" bezpośrednio wywodzi się od słowa "durny". Ja widząc, co się święci, zabrałem dziewczynę motocyklem na pielgrzymkę do Częstochowy i tam się modliliśmy o dobrego męża dla niej. Jak Monika Słońce wróciła, przejrzała na oczy, dała sobie spokój z Utracjuszem i poznała bardzo fajnego Pawła Głośnego. Potem się pobrali, a teraz żyją długo i szczęśliwie aż po dziś dzień. No a ten Paweł, to brat męża Pauliny, czyli z Pauliną jesteśmy prawie rodziną